piątek, 28 maja 2010

W gościnie u Bey. Rabarbar.


Ilekroć twierdzę, że coś mi niezbyt, albo nawet zupełnie nie smakuje – nagłym przypadkiem – okazuje się, o dziwo..., że TO nie jest takie złe. Ba! Czasem nawet przekonuję się, że jest bardzo dobre! Te odkrycia utwierdzają mnie niezmiennie w przekonaniu, że wraz z wiekiem – zmieniają się moje upodobania kulinarne. Przyznaję, że cieszy mnie to zjawisko, bo oznacza, że mam szansę „pobawić się” nowymi smakami, dotąd tak bardzo przeze mnie niedocenianymi.


Tak się składa, że lubię przebywać w kuchni Bey. Najchętniej chciałabym dosłownie, osobiście, ale muszę poprzestać na wirtualnej gościnie. Beata posiada, moim zdaniem, niebywały dar przekonywania. Jeśli twierdzi, że coś jest pyszne – to ja nie potrafię Jej nie wierzyć. :D Było tak już nie raz. Zdarzyło się i teraz.
Za rabarbarem nie przepadałam odkąd tylko pamiętam. Zawsze był dla mnie za kwaśny, za cierpki, za włóknisty, za... dziwny i nie mój. :) No nie mój smak i już. ;-)

Tymczasem Bea wystawia na światło dzienne ciasto... pięęękne w swej prostocie. Kuszące. Bardzo kuszące. I niestety z rabarbarem. :D Pomyślałam sobie: co tam, upiekę dla męża, przecież sama nie muszę jeść. Ostatecznie zdarzało mi się już tak robić wcześniej.
Upiekłam, spróbowałam mały kęs i chyba wpadłam po uszy. Bo nie skończyło się na małym kęsie. Jadłam i jadłam, i nie mogłam się nadziwić, że smak rabarbaru jest tak bardzo inny, niż go pamiętam. Nie wiem, czy miałabym odwagę spróbować surowego, ale upieczony naprawdę nie jest zły! :) Mam w planach kolejny rabarbarowy wypiek. Przepis już czeka. A tymczasem zachęcam i namawiam wszystkich na ciasto podwójnie rabarbarowe wg przepisu Bey.


Wszystkim życzę miłego weekendu i jak najwięcej słońca! Ja za nim tęsknię bardzo, bardzo!



Ciasto podwójnie rabarbarowe
cytuję za Beą z bloga Bea w Kuchni

na tortownicę o średnicy 20-22 cm

na‘sos’rabarbarowy:
ok.150grabarbaru
20 g cukru
otarta skórka z 1 pomarańczy
Rabarbar umyć, osuszyć, pokroić, przełożyć do rondelka, dodać cukier i gotować na wolnym ogniu do miękkości; następnie zmiksować i przełożyć na sito do ewentualnego odsączenia, musi bowiem być dosyć gęsty (‘sos’ możemy przygotować np. dzień wcześniej i umieścić go na noc w lodówce).

*‘sos’ rabarbarowy powinien być naprawdę dobrze odsączony, by nie zrobił się zakalec; możemy ewentualnie wymieszać go wcześniej z odrobiną ciasta lub dodać nieco więcej mąki, jeśli ciasto wydaje nam się zbyt ‘luźne’; jeśli zaś nasz ‘sos’ jest dosyć wolgotny, możemy dodać nieco mniej pokrojonego rabarbaru na wierzch

na kruszonkę :
50 g zimnego masła
50 g cukru
35 g mąki
35 g drobno zmielonych migdałów

Wszystkie składniki dokładnie ‘posiekać’ lub rozetrzeć palcami aż powstanie kruszonka. Pozostawić w chłodnym miejscu.

na ciasto :
ok. 250 g rabarbaru
130 g mąki
70 g drobno zmielonych migdałów
1 łyżeczka proszku do pieczenia
60 g miękkiego masła
135 g cukru
2 jajka
3 łyżki kwaśnej śmietany
otarta skórka z 1 cytryny
½ strartego ‘ziarenka’ tonki (możemy zastąpić wanilią lub cukrem waniliowym)
+ 3 łyżki ‘sosu’ rabarbarowego

Piekarnik rozgrzać do 180°.
Rabarbar umyć, osuszyć i pokroić.
Mąkę wymieszać z migdałami i proszkiem. Masło utrzeć z cukrem, następnie dodawać po jednym jajku i dalej miksować, aż masa będzie jednolita. Dodać otartą skórkę z cytryny, stratą tonkę oraz połowę mąki, dobrze wymieszać, a następnie – ciągle miksując – dodać śmietanę oraz resztę mąki. Przelać ciasto do natłuszczonej i lekko wysypanej mąką tortownicy. Na wierzch nałożyć 3 łyżki ‘sosu’ rabarbarowego i lekko wmieszać je w ciasto (jak przy pieczeniu zebry np.). Następnie posypać ciasto pokrojonym rabarbarem i posypać kruszonką. Piec ok. 55 minut (lub do suchego patyczka). Pozostawić na kilka-kilkanaście minut w ciepłym piekarniku, a następnie wystudzić na kratce.

piątek, 21 maja 2010

Zielone reminiscencje i risotto ze szparagami i miętą.


Kilka ostatnich dni spędziliśmy na na Dolnym Śląsku. Wrocław przywitał nas silnym wiatrem, zachmurzonym niebem i deszczem. Można by powiedzieć, że nic nowego. Wszak mamy maj w tym roku – jaki mamy... Dla mnie jednak deszczowy wizerunek Wrocławia – to prawdziwa nowość. Bowiem to miasto zawsze, od wielu lat, witało nas przepiękną pogodą i wysokimi temperaturami. Jednak nie tym razem.


Żałuję, że nie było okazji, by pospacerować po Starówce, ale za to, pomimo bardzo niesprzyjającej aury – nie mogłam się oprzeć przyjemności pobuszowania w ogrodzie naszych Gospodarzy. :) A tam, zielono, kwitnąco, pachnąco konwalią i bzem... Z ziół królowała mięta. Obłędnie aromatyczna! Z ogromną przyjemnością z jej świeżych listków parzyłam herbatkę... Ależ smakowała!


Risotto ze szparagami to już danie niemal sztandarowe w moim domu. Ląduje na stole co sezon, choć staram się, by za każdym razem smakowało trochę inaczej. Tym razem oprócz szparagów – znalazły się w nim suszone pomidory i mięta. Mój syn, który raczej omija szerokim łukiem dania z ryżem (boleję nad tym wielce) – zjadł całą porcję i ani razu nie zamarudził. :) W jego wypadku – to naprawdę wyczyn, a dla mnie sygnał: było dobre. :)
W kwestii szparagów – wciąż nie powiedziałam ostatniego słowa... :) A muszę Wam powiedzieć, że prawie codziennie goszczą na naszych talerzach. Czysta przyjemność... :)


Risotto z zielonymi szparagami, suszonymi pomidorami i świeżą miętą
(proporcje na 2 osoby)

pęczek zielonych szaragów
2 łyżki oliwy
1 szalotka drobno posiekana
1 szkl. ryżu carnaroli lub arborio
100 ml białego wina
0,5 l bulionu warzywnego
kilka (5-6 szt.) suszonych pomidorów z oliwnej zalewy
4 łyżki startego parmezanu
świeżo mielony pieprz
sól (opcjonalnie, do smaku)
garść poszatkowanych listków świeżej mięty
sok z 1/2 cytryny

Przygotować bulion warzywny (powinien być gorący).

Szparagi umyć, osuszyć, odłamać zdrewniałe końcówki. Odkroić główki i odłożyć osobno; łodyżki pokroić w 2-3cm kawałki.
Do garnka lub głębokiej patelni wlać oliwę i zanim zdąży się rozgrzać wsypać poszatkowane szalotki. Podsmażać, mieszając, do lekkiego zeszklenia. Po chwili wrzucić ryż. Smażyć 2-3 minuty, aż ryż się zeszkli. Zalać białym winem. Dusić do momentu, gdy płyn odparuje. Teraz partiami dolewać bulion: najpierw pół szklanki, gdy wyparuje znów pół szklanki i jednocześnie dodać pokrojone łodyżki szparagów. Potem płynu dolewamy po 1-2 łyżki, tak długo, aż ryż dostatecznie zmięknie. Na 2-3 minuty przed końcem duszenia – dorzucić główki szparagów (one bardzo szybko miękną).
Gotowe risotto zdjąć z ognia. Doprawić pieprzem. Dodać starty parmezan – wymieszać, a następnie posiekaną miętę i skropić sokiem z cytryny. Znów wymieszać. W razie potrzeby doprawić do smaku solą.
Podawać gorące.
Smacznego!

piątek, 14 maja 2010

Pappardelle z serowym sosem i szparagami


Niezmiennie czuję żal, że Pomorze, w którym przyszło mi (notabene od urodzenia) mieszkać, to ten obszar kraju, do którego najpóźniej docierają wszystkie sezonowe warzywa i owoce. Gdy reszta kraju objada się ze smakiem młodymi ziemniakami, pysznymi truskawkami, czy szparagami – mnie przychodzi tylko zazdrośnie przełykać ślinkę. ;-)


Już od dobrych dwóch, jeśli nie trzech tygodni zaglądam w cudze talerze i przeżywam katusze. :D Ale teraz już koniec! :D Najbardziej majowy z majowych warzyw – już i u nas gości na straganach.! :) Nie tracąc ani chwili dłużej – obiady muszą być przez najbliższy miesiąc – zielone, szparagowe, lekkie, majowe...
A zaczynam domowym makaronem. Chciałabym dokładkę... :) Dużą! :)



Pappardelle z serowym sosem i szparagami
(na 2 porcje)

2 porcje makaronu pappardelle (przygotowuję świeży makaron z 2 jaj + ok. 230g semoliny)
1 ząbek czosnku drobno utarty
1 łyżka oliwy
1 op. serka brie (125g) – z odkrojoną skórką
ok. 1/3 szkl. świeżo utartego parmezanu
1 pęczek zielonych szparagów
kilka pomidorków koktajlowych – pokrojonych na połówki lub ćwiartki
świeżo mielony pieprz

Szparagi umyć, osuszyć, odłamać zdrewniałe końcówki. Pokroić i na 3-5cm kawałki. Główki szparagów odłożyć osobno.
Przygotować dwa garnki z wodą. W jednym, większym, zagotować osoloną wodę do ugotowania makaronu. W drugim ugotować szparagi al dente (szparagi gotuję ok. 4 min. po zagotowaniu wody, po czym dorzucam główki szparag i gotuję jeszcze ok. 2-3 min.).
Przygotować sos: na rozgrzaną patelnię wlać oliwę i wrzucić drobno starty ząbek czosnku – cały czas mieszając - smażyć bardzo krótko (dosłownie 15-20s., tak żeby czosnek absolutnie nie zdążył zbrązowieć). Włożyć serek brie (po dokładnym skrojeniu skórki) i mieszając – doprowadzić do całkowitego rozpuszczenia. Ponieważ powstający sos jest dość gęsty – podlać kilkoma łyżkami (wg uznania, np. 3-4 łyżki) wody, w których gotowane były szparagi lub makaron.
Do gorącego sosu wrzucić świeżo ugotowany makaron al dente, starty parmezan, oraz pieprzu do smaku. Wszystko wymieszać. Podawać od razu udekorowane pomidorkami koktajlowymi.
Smacznego!

sobota, 8 maja 2010

Rozważania znad smacznych stronic. Banana bread.


Dobra dusza o rajskim imieniu :) zaopatrzyła mnie ostatnio w anglojęzyczne magazyny kulinarne. Prawdę powiedziawszy chętnie wzięłabym miesięczny urlop w pracy, by oddać się uciechom kucharzenia. Z przyjemnościom przerobiłabym wszystko od deski do deski, strona po stronie, bo każde danie krzyczy do mnie z pięknych zdjęć: „ widzisz jakie jestem smaczne?!”. :D Dość powiedzieć, że niemal co wieczór przeglądam czasopisma i planuję co i kiedy przyrządzę. Ekhmmm..., w planowaniu „na wyrost” jestem bardzo dobra. Rewelacyjna wręcz! :D Niestety gorzej z realizacją tychże planów. :D Gdy przychodzi co do czego, zamiast pieczonego kurczaka z fasolką ze strony 44 – przyrządzam szybką sałatę z dodatkiem warzyw i grzankami. Przecudnej urody lazania z krewetkami, łososiem i szpinakiem – zostaje zamieniona na zwykły makaron z serem pleśniowym... Mogłabym wymieniać dalej (a lista jest długa...) ale zaniecham, z nadzieją, że wszystkie te pyszności, które skrupulatnie zaznaczyłam samoprzylepnymi, żółtymi karteczkami (rety, uwielbiam je! zaznaczam namiętnie gdzie tylko się da! :D) znajdą swój czas. :) Tak jak dzisiejsze ciasto bananowe.
Banana bread oczywiście odkrywcze nie jest. To chyba jedno z bardziej popularnych ciast. Ja sama piekłam już niejedno z różnych receptur. Tym razem ponownie zaistniały wielce sprzyjające warunki. Były w domu banany mocno już dochodzące, był przepis, była ochota... :)
Jak zwykle przepis potraktowałam jako bazę, zmieniając co nieco: głównie zmniejszyłam ilość cukru, oraz zamieniłam przepisową czekoladę na suszone daktyle (to śladem Ewy, która właśnie takim daktylowym banana bread niedawno wirtualnie częstowała).
Teraz ja Was częstuję i zachęcam do upieczenia. :) To jedno z tych ciast, które nawet po kilku dniach wciąż jest wilgotne i ciągle tak samo dobrze smakuje.

Ps. Ewo, wielki buziak dla Ciebie! :*


Ciasto bananowe z daktylami i orzechami laskowymi
inspirowane przepisem na Banana bread - „Delicious” march 2010

150g masła w temp. pokojowej
300g mąki
150g cukru muscovado
2 duże jaja lekko rozkłócone – najlepiej w temp. pokojowej
1 łyżeczka sody oczyszczonej
szczypta soli
150 ml mleka
3 mocno dojrzałe banany
100g suszonych daktyli – pokrojonych na kawałeczki
50g orzechów laskowych – lekko podprażonych na suchej patelni i pozbawionych łupinek

odrobina masła i mąki do przygotowania foremki

Piekarnik nagrzać do temp. 180st.C. Kwadratową foremkę 25x25cm (lub keksówkę o pojemności 1,2l) – wysmarować masłem i osypać lekko mąką.

Do osobnej miski przesiać mąkę, szczyptę soli i sodę oczyszczoną.
Masło utrzeć z cukrem mikserem aż masa stanie się jasna i puszysta. Wlewać stopniowo jajka, ciągle ubijając.
Stopniowo dodawać po trochę mąki i mleka (na przemian, aż do wykończenia składników).
Mocno dojrzałe banany rozgnieść dokładnie widelcem. Wraz z daktylami i orzechami wrzucić do surowego ciasta i delikatnie wymieszać.
Wylać ciasto do foremki. Piec ok. 45 min. (lub ok. 1 godz. jeśli pieczemy w keksówce). Patyczek wetknięty w środek ciasta powinien być suchy. W razie, gdyby wierzch ciasta zbyt szybko się brązowił – przykryć wierzch folią aluminiową.
Gorące ciasto studzić przez 15 min. w foremce. Następnie wyjąć i pozostawić do całkowitego wystygnięcia.
Smacznego!

niedziela, 2 maja 2010

Kruche babeczki... „ibum” :D


Idę o zakład, że niejednej (niejednemu) z Was przebiegło przez myśl: „oszalała chyba! Babeczki Ibum?! Ki diabeł?! Reklama?!”. Wszak każdemu polskiemu konsumentowi „Ibum” kojarzy się z apteką i całkiem realnym medykamentem...
Otóż moi drodzy, oświadczam na wstępie, że moje dzisiejsze babeczki nie zostały nafaszerowane apteczną chemią; nie ma też w dzisiejszym wpisie żadnej ukrytej reklamy. :D Winna Wam zatem jestem wyjaśnienie. :)

Był fajny słoneczny dzień, a ja już szczęśliwie w domu po pracy mogłam się oddać zaczynającemu się weekendowemu lenistwu. Ostatnimi czasy niewiele piekę słodkości, z powodów, o których pisałam Wam niedawno. Ale tym razem po prostu mnie „wzięło”. :) Ciągnęło mnie do kuchni i zwyczajnie chciało mi się coś domowego. Chciało mi się „coś ładnego”, jak to ma w zwyczaju mówić Maja na wszelkie słodkości. :D Informacja dla zorientowanych (żeby nie było niedomówień :D) - w rozumieniu 3-letniej Mai – wszelakie słodycze nie są absolutnie „tłuste i tuczące” (pamiętacie? :D).
Niejakim problemem było ustalenie kwestii na co „ładnego” miałybyśmy ochotę... Jako, że sezonowego rabarbaru, ani truskawek jeszcze w moim regionie nie ma (ale to już niedługo!) - podjęłam jednogłośną decyzję o tym, by dalej eksplorować zakamarki zamrażalki i czyścić go z zalegających zeszłosezonowych owoców. Zresztą, mam ich jeszcze wciąż tyle, że zapewne w niedługim czasie ponownie przyjdzie mi jakiś owocowy deser czy ciasto popełnić. :)




Tym razem wytargałam woreczek z czerwoną porzeczką. Prawdę mówiąc nie miałam na „podorędziu” żadnego gotowego przepisu i w sumie nie był szczególnie potrzebny. Zagniotłam kruche ciasto z przepisu, z którego korzystam nader często (przepis wg Michela Rouxa). A reszty, co do nadzienia, już pewnie się domyślacie...

Wstęp był nieco przydługi, ale zakończenie będzie krótkie. :) Gdzie te „ibum”??? Ibum to sprawka Mai. Trzeba przyznać, że logika i skojarzenia małego dziecka są nader zadziwiające...
„Mamusiu, co robimy? Coś ładnego?”.
„Robimy babeczki z porzeczkami”.
„Babeczki ibum?”
„....??? Nieeee...Z porzeczkami.”
„Acha! Ładne te ibum!”
„Yyyy...”

Więc już zostało. Upiekłyśmy babeczki ibum. :) Zwykłe, owocowe, kwaskowe ibum. :D




Kruche babeczki z czerwonymi porzeczkami
(proporcje na ok. 25 babeczek)

Kruche ciasto:
250 g przesianej mąki
125g masła
125 g cukru pudru
1 jajko

Dodatkowo:
1-2 łyżki rozpuszczonego masła do smarowania foremek
mąka do oprószenia

Mąkę przesiać na stolnicę lub do misy robota, dodać masło pokrojone na małe kawałki. Rozcierać, aż utworzą się małe grudki. Dodać przesiany cukier puder – wymieszać, a następnie wbić całe jajko. Zagniatać, niezbyt długo, aż będzie gładkie.
Uformować wałek o średnicy ok. 5 - 6cm, zawinąć w folię spożywczą. Wstawić do lodówki na min. ½ godziny.

Piekarnik rozgrzać do 180 st. C. Przygotować foremki do babeczek (tartaletek) – wysmarować rozpuszczonym masłem, oprószyć lekko mąką.

Schłodzone ciasto pokroić na plasterki ( u mnie grubości ok. 1 cm). Każdy plasterek rozwałkować dość cienko do wielkości odpowiadającej średnicy foremek. Wyłożyć foremki ciastem.
Piec na biało przez ok. 10 min. (najlepiej metodą obciążenia suchą fasolą czy grochem).
Wyjąć z pieca, usunąć obciążenie. Faszerować.

Nadzienie:
350-400g mrożonej porzeczki (bez wcześniejszego rozmrażania, a w sezonie oczywiście świeże)
2-3 łyżki cukru

Owoce wymieszać z cukrem.

Oraz:
3 białka
1 szkl. drobnego cukru

Białka wraz z cukrem ubić na bardzo sztywną pianę.

Do każdej foremki z kruchym ciastem włożyć po czubatej łyżce owoców. Na wierzchu wycisnąć szprycą lub nałożyć łyżką porcję ubitej piany (ok. 1 czubata łyżka).
Ponownie wstawić do nagrzanego do 180 st.C. piekarnika. Piec ok. 30 min. aż piana się zetnie i zamieni w bezę.
Smacznego!