czwartek, 31 grudnia 2009

Na Nowy Rok...



Kochani!
Mam nadzieję, że ten odchodzący stary rok był dla wszystkich Was dobrym rokiem. Czasem, który z przyjemnością przechowujemy w pamięci, a wydarzenia, które miały miejsce - na długo zapadły w sercu...
Dla mnie to był rok pasji, tych ciągle rozwijanych i z przyjemnością pielęgnowanych. Ale był to również rok (zwłaszcza jego końcówka) zmian. Czy dobrych (wierzę, że tak) - czas pokaże...
Chciałabym wszystkim sympatykom tego bloga, ale również przypadkowym czytelnikom - życzyć, by nadchodzący Nowy Rok przyniósł spełnienie marzeń, nadziei, sukcesów wielkich i tych drobnych. Niech to będzie szczęśliwy 2010 rok!

wtorek, 29 grudnia 2009

Zwykły dzień, zwykły makaron...

Przedświąteczna gorączka, świąteczne biesiadowanie przy stole zapełnionym smakołykami, lenistwo i prawie nic nierobienie doprawdy mogą człowieka umęczyć. :D Nie wiem jak wy, ale ja wolę ten czas „przed” gdy człowiek goni się z czasem, by zdążyć ze wszystkim...
W mojej kuchni jeszcze pachnie piernikiem, cynamonem i pomarańczami... I choć jak co roku, obdarowałam ciastami obie nasze rodziny – to nie wiem ile czasu przyjdzie nam jeszcze zjadać wszystkie świąteczne dobroci. :)
I jak zawsze po świętach – wszystko wraca do zwykłej codzienności... Zwykłe poranne zrywanie z łóżka, gdy za oknem jeszcze ciemno, zwykła praca, zwykłe zakupy, zwykły obiad (na kolację :D) i nawet sen jakiś taki zwykły... Chyba polubiłam mój zwykły dzień, choć jeszcze tak niedawno wydawał mi się rewolucją w życiu... ;-)
A w zwykły dzień smakuje zwykły makaron. Chociaż zdecydowanie upraszczam sprawę, bo choć w wyglądzie mocno minimalistyczny – to w smaku...suszone pomidory, bazylia, oliwa, czosnek... No... właśnie tak smakuje... :)

Przepis bez konkretnych proporcji będzie, bo to jeden z tych, które miar nie potrzebują. Daję od serca - garściami. ;-)

I jeszcze słowo podziękowania za wszystkie życzenia świąteczne tutaj pozostawione. :) Choć starałam się bardzo i z życzeniami dotarłam na mnóstwo blogów – to przepraszam wszystkich tych, do których już nie zdążyłam. Okazuje się, że kilkadziesiąt blogów to nie lada wyzwanie...



Orchiette z suszonymi pomidorami, świeżą bazylią i parmezanem

garść, dwie lub trzy (albo i więcej) makaronu orchiette (inny ulubiony też może być)
1-2 ząbki czosnku, przeciśnięty przez praskę
kilka suszonych pomidorów z oliwnej zalewy – pokrojonych w paseczki lub drobną kosteczkę
oliwa z oliwek (można wykorzystać tę z pomidorów)
listki świeżej bazylii
świeżo utarty parmezan
świeżo, grubo mielony pieprz

Makaron ugotować al dente w dużej ilości osolonej wody. Gdy makaron zaczyna „dochodzić” - na rozgrzaną patelnię wlać oliwę i od razu wrzucić przetarty czosnek. Mieszając smażyć krótką chwilkę, tylko do momentu, gdy czosnek się minimalnie zeszkli. Wrzucić pokrojone suszone pomidory i od razu zdjąć z ognia.
Odcedzić makaron i wrzucić do gorącej oliwy. Wymieszać, tak by makaron pokrył się oliwą. Oprószyć do smaku pieprzem i parmezanem. Posypać porwanymi listkami świeżej bazylii. Jeszcze raz wymieszać. Podawać gorące.
Smacznego!

poniedziałek, 21 grudnia 2009

Ciasteczka, pierniczki, ciasteczka... I coś jeszcze. :)


Dzisiejszy wpis zamierzałam rozpocząć zupełnie innymi słowami... Ale ponieważ po raz kolejny spotkała mnie niezwykle przyjemna rzecz, więc pozwolę sobie rozpocząć właśnie od „i coś jeszcze”. :) Prawdopodobnie niektórzy z Was już widzieli, może i czytali... Otóż „Pieprz czy wanilia” miała przyjemność zagościć w kulinarnym dziale gazety.pl :) Tym samym został zapoczątkowany nowy cykl pt. „Blog tygodnia”, który przez autorów został anonsowany takimi słowami: „Prezentujemy najlepsze naszym zdaniem kulinarne blogi, a ich twórców pytamy o inspiracje i tajniki gotowania. Na początek przepytujemy Małgosię...”.
To wielka radość, gdy własne pasje, w które wkłada się wiele serca i nie mniej pracy – dostrzegane są także przez innych. :) Dla mnie ten artykuł to wspaniały świąteczny prezent. :) Zapraszam do lektury (klik klik). :)

A teraz wracając do tematu wiodącego...
Obserwuję w tym przedświątecznym okresie ciekawe u siebie zjawisko. Im bardziej pochłania mnie praca zawodowa i im mniej czasu mam na świąteczne przygotowania, tym bardziej pracochłonne prace sobie wymyślam. Zamiast zabrać się za pieczenie ciast, które, umówmy się – robi się dość szybko – to ja na przekór wszystkiemu – uparłam się na ciasteczka. Nie żeby one znów takie wymagające były, ale jednak chłodzenie, wałkowanie, wycinanie, znów chłodzenie, wałkowanie, wycinanie... - trochę to trwa, a czas nie z gumy... Wygląda na to, że w te święta królować u nas będą ciasteczka właśnie. :) Zresztą wiele w tym „sprawki” Bey, która swoimi propozycjami małych słodkości przyprawia mnie każdorazowo o zawrót głowy. :D Spoglądam na ekran i nie potrafię spokojnie usiedzieć, też mi się chce! :D
Tak więc od pewnego czasu wycinam i wypiekam, zdecydowanie więcej, niż jestem w stanie tutaj na blogu opublikować. Na to ostatnie już czasu nie starcza. :D Dzisiaj pokażę kilka wybranych propozycji, które powstały w ciągu ostatnich dwóch tygodni. Resztą pochwalę się już po świętach, a może... dopiero w przyszłym roku. :)



Na pierwszy ogień idą pierniczki. W tym roku piekłam z dwóch przepisów: jeden z przepisu Bajaderki (ten przepis niedawno publikowała na swoim blogu Lu ), oraz z przepisu Marthy Stewart. Receptura Bajaderki jest idealna do pierniczków przeznaczonych do dekoracji. Tymi pierniczkami pochwalę się już wkrótce (może w Wigilię?), a dzisiaj będzie przepis Marthy.
Pierniczki z tej receptury wychodzą smaczne, raczej krucho – twarde, więc silne zęby są mile widziane. :D Moje dzieci (małżonek też :D) nie mieli z nimi problemu konsumpcyjnego i chrupali je zaciekle jak królik marchewkę. :D Wadą przepisu jest to, że ciasto jest dość klejące, więc wałkowanie i wycinanie foremkami kształtów jest utrudnione. Trzeba dbać o to, by ciasto było na bieżąco chłodzone, inaczej można sobie wycinanie w ogóle darować. Dlatego też porcję ciasta podzieliłam na kilka części, każdą osobno zawinęłam w folię spożywczą i siup do lodówki! Potem pojedynczo wyjmowałam, a resztki ciasta, które pozostawały z wycinania foremkami z powrotem zagniatałam i znów wędrowały do lodówki do schłodzenia. Sporo z tym zabawy. Ale i radość duża. :)


Kolejne ciasteczka – Cranberry Noel (przepis zaczerpnięty od Dziuni), to mój hit sprzed bodajże pięciu sezonów. Pyszne, maślane, kruche, z dodatkiem żurawiny i orzechów. Wspaniałe! Dobrze było przypomnieć sobie ich smak. :)


Na koniec nie mogę znów nie pochwalić się wypiekiem „chwili”. To wspomniana wyżej Bea tak działa na mnie swoimi ciasteczkowymi propozycjami, że rzucam wszystko inne, byle tylko wizualny głód z ekranu - zamienić na prawdziwy smak. :) Tym razem pod mój ulubiony wałek poszły kruche ciasteczka z białą czekoladą.
Cóż o nich powiedzieć... Niech wystarczą dwa słowa: niebo w gębie! :) Każdemu kto lubi ten rodzaj ciasteczek (a jak już zdążyliście się przekonać – ja wprost uwielbiam) – będą smakowały.


W smaku ciasteczka wyszły idealne, ale co do ozdabiania ich czekoladą – wolę przemilczeć co działo się w mojej kuchni. :D Sodoma i gomora. :D Beatko, nie wiem jak Ty dokonałaś tak ładnych, równiutkich zdobień na swoich ciasteczkach... U mnie były tylko dwa stany: albo rozpuszczona czekolada była tak gorąca, że niemiłosiernie parzyła w palce, gdy próbowałam ją napełnić do foliowego rękawa cukierniczego, albo natychmiast stygła i z rękawa nic wycisnąć się nie dało. :D Stanów przejściowych zasadniczo nie było. :D Dlatego wszystkich tu zaglądających proszę uprzejmie o włączenie swojej wyobraźni i wyobrażenie sobie, że te beznadziejne mazaje na choinkach – to piękne ozdoby. :D Albo może lepiej skupcie się na otoczeniu... Prawda, że moje ciasteczka wylądowały w ładnych śnieżnych zaspach? :D I to w dodatku w towarzystwie renifera i aniołka! :D Hihihihi... :)



Pierniczki z melasą
wg przepisu Marthy Stewart, „Martha Stewart Living” - wydanie polskie nr 4/2008 – z małymi moimi zmianami

3 szkl. mąki pszennej
½ łyżeczka sody oczyszczonej
¾ łyżeczki soli
2 łyżeczki mielonego imbiru
2 łyżeczki mielonego cynamonu
¾ łyżeczki zmielonych goździków
½ łyżeczki świeżo utartej gałki muszkatałowej
120g masła w temperaturze pokojowej
½ szkl. cukru trzcinowego
1 duże jajko
¾ szkl. melasy

Wymieszać w misce mąkę, sodę, sól i wszystkie przyprawy.
W drugiej misie utrzeć mikserem masło z cukrem na puszystą masę. Cały czas ubijając dodać jajko, a następnie melasę. Zredukować obroty miksera i powoli wsypywać mąkę z przyprawami. Miksować, aż do połączenia składników. Podzielić ciasto na 3 części, uformować z nich kule, każdą mocno spłaszczyć „na placek” i osobno zawinąć w spożywczą folię. Chłodzić w lodówce min. 1 godzinę.
Nagrzać piekarnik do temp. 180 st.C.
Pojedynczo wyjmować z lodówki ciasto i na arkuszu pergaminu, lub spożywczej folii rozwałkować ciasto na grubość 3-5mm (jeśli pierniczki przeznaczane są do ozdabiania – to zdecydowanie wałkować cieniej 2-3mm). Wykrawać foremkami kształty, układać na blasze wyłożonej papierem do pieczenia.
(Oryginalny przepis przewiduje ponowne włożenie wykrojonych pierniczków do zamrażalnika, Nie wiem jakie zamrażarki mają amerykańskie gospodynie, ale moja zdecydowanie blachy nie mieści. :D).
Piec w zależności od grubości ciasteczek ok. 12 - 18 min., do momentu aż zmienią kolor. Wystudzić i ewentualnie polukrować.
Można przechowywać w zamkniętych puszkach przez tydzień.


Ciasteczka Cranberry Noel
wg przepisu Dziuni

Składniki na ok. 60 sztuk
Szklanka ma 250 ml

225 g masła miękkiego
½ szkl. cukru
2 łyżki mleka
1 łyżeczka esencji waniliowej lub cukru waniliowego
½ łyżeczki soli
2i ½ szkl. mąki pszennej
¾ szkl. suszonej żurawiny
½ szkl. grubo posiekanych pecanów (albo włoskich)
ok. 100 g wiórków kokosowych

Masło zmiksować z cukrem, dodać mleko, wanilię, sól i stopniowo wsypywać makę,
dobrze zmiksować. Dodać żurawinę i orzechy, zmiksować krótko.
Z ciasta uformować dwa wałki ok. 30 cm długości. Posmarować każdy wałek wodą i
obtoczyć w wiórkach kokosowych. Ciasto położyć na kawałku folii spożywczej i szczelnie
je owinąć. Chłodzić w lodówce minimum 2 godziny, można też zostawić ciasto do
następnego dnia.
Piekarnik nagrzać do 200 stopni, blachy wyłożyć papierem do pieczenia.
Ostrym ząbkowanym nożem kroić plasterki ciasta o grubości ok. 4–5 mm, kłaść na papierze
do pieczenia i piec ok. 12 minut lub aż brzegi zaczną się rumienić.


Gwiazdki z białą czekoladą, nugatem i limonkową nutą
Cytuję za Beatką z bloga Bea w kuchni

proporcje na ok. 40 sztuk

150 g miękkiego masła
100 g cukru (u mnie jasny trzcinowy)
szczypta soli
1 jajko
100 g białej czekolady z nugatem (np. Toblerone)
1 łyżka słodkiej śmietany
otarta skórka z 1 limonki
325 g mąki

opcjonalnie : stopiona biała czekolada do dekoracji

Masło ucieramy, dodajemy sól, cukier i jajko i dalej ucieramy do białości.
Czekoladę rozpuszczamy z dodatkiem śmietany w kąpieli wodnej (robimy to bardzo ostrożnie, by czekolada się nie zważyła). Do masy maślano-jajecznej dodajemy otartą skórkę z limonki, stopioną czekoladę oraz mąkę i bardzo dokładnie mieszamy. Następnie z ciasta formujemy kulkę, zawijamy w folię spożywczą i umieszczamy w lodówce na ok. 30 minut.
Piekarnik rozgrzewamy do 180°C.
Schłodzone ciasto wałkujemy na grubość 6 milimetrów i wycinamy gwiazdki (uwaga : ciasto jest bardzo kruche i delikatne). Układamy je na wyłożonej papierem blasze i ponownie schładzamy przez ok. 10 – 15 minut.
Pieczemy ciasteczka ok. 11 minut; mają być jeszcze lekko miękkie i tylko delikatnie zrumienione.
Studzimy je na kratce i ewentualnie dekorujemy stopioną białą czekoladą.

sobota, 19 grudnia 2009

Chatka z piernika


Krzywa jak dom na kurzej nóżce Baby Jagi. Prosta i bez bajerów. Nawet bez płotka i sianka obok niego. Powstała spontanicznie, choć wcale jej miało nie być. :) Ot, chatka z piernika...

środa, 16 grudnia 2009

Mróz, śnieg i ciasteczka w stylu greckim od Marthy Stewart.



Wróciłam dziś do domu z czerwonym nosem i szczypiącymi policzkami. Złapał mróz. Pod nogami czułam warstewkę lodu. W pracy raz po raz spoglądałam za okno. Sprawdzałam czy jeszcze lecą z nieba drobne płateczki śniegu... Leciały niemrawo. Trochę szkoda. Bo choć zimy nie lubię, to zdecydowanie wolę jak jest biała, niż szaro – bura.
Zimno wcale mnie dobrze nie nastraja. Zwłaszcza, jeśli nie jestem schowana w domowym zaciszu i niechciany mróz - dotkliwie mnie kuje. Ale dzisiaj nawet mróz mi nie przeszkadzał. :) Dzisiaj przebierałam nogami, chowałam twarz pod kaptur, a w duszy mi grało. :) Bo spotkało mnie kilka miłych chwil. :) I było mi fajnie. :) I wydawało mi się, że świat się do mnie śmieje. :) A ja do niego. :)
Więc jak mi tak zimowo – świątecznie się zrobiło, to będzie dzisiaj o białych ciasteczkach. Takich trochę imitujących białą zimę. A poza tym maślanych, kruchych i pachnących pomarańczą i kardamonem. :) Przepis na nie znalazłam w najnowszym wydaniu magazynu „Martha Stewart holiday. Sweets” (Beatko, dziękuję raz jeszcze :**). Trochę go musiałam udoskonalić, bo jak to u Marthy, zdjęcia są piękne, ale w recepturach czasem niedociągnięcia są. ;-) Na szczęście do naprawienia. :) No i zdecydowanie warto było, bo nie tylko poprawiłam, co napsute zostało, ale też co nieco od siebie dodałam (kandyzowaną skórkę pomarańczy i kardamon, zamiast nielubianego przeze mnie anyżu) i jak zwykle przy maślanych ciasteczkach – oderwać się od nich nie mogłam. :D


A nim podam przepis na migdałowe greckie ciasteczka - to się jeszcze pochwalę, że za jednym zamachem (jak szaleć to na całego!) przygotowałam ciasteczka Milanais (zdjęcie powyżej), przepisem na które ostatnio podzieliła się Bea . Ciasteczka fajne, aromatyczne i bardzo smaczne. :)

A poniżej ciasteczka od Marthy.


Greckie ciasteczka migdałowe z kardamonem lub anyżem
inspirowane przepisem Marthy Stewart z magazynu „Martha Stewart holiday. Sweets”

300g mąki (2 czubate szkl.)
½ łyżeczki proszku do pieczenia
¼ łyżeczki soli
225 g masła w temperaturze pokojowej
100 g cukru pudru (ok. 2/3 szkl.)
1 żółtko jaja
1 łyżeczka ekstraktu z wanilii (można pominąć)
½ szkl. migdałów pokrojonych (niezbyt drobno)
100 g kandyzowanej skórki z pomarańczy
ok. ¾ łyżeczki mielonego kardamonu (w oryginale ziarenka anyżu)

dodatkowo: 1 szkl. cukru pudru do obtaczania ciasteczek

Do miski przesiać mąkę, proszek do pieczenia, sól i kardamon (lub anyż). W drugiej misie ubić mikserem masło, aż będzie białe i puszyste. Ucierając dodawać kolejno: 100g cukru pudru, żółtko, ekstrakt z wanilii, oraz mąkę. Na koniec dołożyć migdały i skórkę pomarańczy. Ciasto będzie bardzo miękkie i lepiące.
Rozłożyć na blacie pergamin (można też folię spożywczą). Ciasto podzielić na 2 części. Po kolei wykładać po jednej porcji ciasta na pergamin i uformować na nim wałek o grubości ok 3cm. Spłaszczyć go lekko dłonią. Każdy wałek zawinąć w folię i chłodzić w lodówce min. 1 godz.
Rozgrzać piekarnik do temp. 180st.C. Na dużej blasze rozłożyć papier do pieczenia.
Przy użyciu ostrego noża pociąć schłodzone wałeczki ciasta na kawałki ok. 2-3 cm. Ułożyć je na blasze, zachowując ok. 2 cm odstępy. Piec do lekkiego zezłocenia ciasteczek (ok. 12 min.). Studzić ciasteczka na kratce.
Do miseczki lub głębokiego talerza nasypać ok. 1 szkl. cukru pudru. Wkładać partiami ostudzone ciasteczka i delikatnie turlać, aż z wszystkich stron oblepi je cukier.
Przechowywać ciasteczka w puszce, poprzekładane między warstwami papierem.

niedziela, 13 grudnia 2009

Kanelbullar. Szwedzkie bułeczki cynamonowe. Weekendowa Piekarnia#55.


Aj! Tego mi było trzeba! Naprawdę! :D Poczuć zapach rozgrzanego piekarnika. :) Kto by pomyślał, że można zachwycać się takim pospolitym aromatem...? ;-) A jednak... :) Po ostatnich narzekaniach na brak czasu, na pośpiech, na przeorganizowanie życia (nic się nie zmieniło, gonię jak szalona) – w końcu choć na jeden dzień złapałam oddech i zrobiłam sobie przystanek „kuchnia”. :) Jaka to radość! :)
Nie dalej jak dwa dni temu, pożaliłam się u Ali na blogu, że u mnie wciąż piekarnicza posucha. Dwa odcinki Weekendowej Piekarni uciekły mi niemal niezauważenie. Żałuję, ale są tak zwane priorytety. Sprawy ważne i ważniejsze. I jeszcze najważniejsze – stęsknione mocno dzieci. :) Szczęśliwie od czasu do czasu i one dadzą odetchnąć. :) I do tego okazuje się jednak, że dobrze jest zajrzeć przez szklane okienko do innych, bo to pomaga podjąć „ducha kulinarnej walki”. :D I dla takich cudnych aromatów warto!


Kanelbullar, cynamonowe bułeczki, które w tym tygodniu zaproponowała gospodyni Zawszepolka w ramach Weekendowej Piekarni – zniknęły z talerza równie szybko, jak szybko się pojawiły. Pyszności!
Podobne „ślimaczki” piekłam w przeszłości wielokrotnie, choć z innego przepisu. Tak więc doskonale wiedziałam czego można się po wypieku spodziewać. Te z przepisu Zawszepolki, były równie świetne, a może nawet i lepsze, bo Poleczka podpowiedziała, by do środka dodać utartego marcepanu. Tak więc nie tylko cynamonem mi pachniało, ale i migdałami! :) To była mega wypasiona wersja. :) „Delicous!” - jak mawiają moje dzieci, gdy coś im bardzo, bardzo smakuje. :)
Poleczko, dziękuję za ten odcinek WP i świetny przepis. :*


Kanelbullar (Szwedzkie bułeczki cynamonowe)
cytuję za Zawszepolką z bloga "Around the kitchen table"

Z przepisu wychodzi ok 60 bułek

Ciasto:
50g świeżych drożdży
1/2 litra mleka "ciepłego na palec"
150-200g niesolonego masła o pokojowej temperaturze
1 decylitr cukru (100-120g)
malutka łyżeczka soli (na złamanie smaku)
1-2 łyżeczki mielonego lub utłuczonego w moździerzu kardamonu
14 decylitrów pszennej mąki dobrego gatunku (800-850g)

Nadzienie:
200-300g masła (patrz wyżej)
1,5 decylitra cukru (150g)
4-6 łyżek cynamonu

Jeśli chcemy mieć wersję troszkę bardziej luksusową to można zetrzeć trochę masy migdałowej na to nadzienie

Do posmarowania:
jajka rozbełtane (zaczynam od 2, jak trzeba "dobijam")
perłowy cukier (taki gruby)
ew. lukier co by było bardziej świątecznie (przyp. Polki)

Rozpuścić drożdże w mleku z roztopionym masłem, dodać cukier, sól, kardamon i prawie całą mąkę - na wyczucie...
Wyrobić ciasto, aż się będzie błyszczało i będzie elastyczne.
Zostawić do wyrośnięcia na około 30-60 min (czasem mi się "zapomni" i ono sobie tak rośnie i rośnie.... )
Po wyrośnięciu delikatnie wyrobić, podzielić na dwie części, uformować w duże buły i dać im odpocząć minutkę lub dwie.

W międzyczasie wymieszać nadzienie.

Każdy kawałek ciasta rozwałkować na prostokąty z raczej prostymi brzegami :-)) (c:a 60X25 cm). Podnieść ciasto od czasu do czasu i podsypać mąką -nie będzie sie kleiło do stołu.
Rozprowadzić nadzienie - po prostu posmarować każdy prostokąt tą cynamonową masą (im jej więcej tym lepsze buły).
Każdy z rulonów podzielić na 30 kawałków - czyli jak zwiniemy z tej długiej strony to około 2cm każdy kawałek powinien mieć.
Niech sobie teraz buły rosną pół godziny...
Piekarnik nagrzać do temp. 250 st.C.
Można "macnąć" bułę, jak się ciasto szybko podnosi to wyrosło dostatecznie.
Posmarować rozbełtanym jajem i posypać perłowym cukrem.
Piec około 5-8 min, ale zerkać na ciasto!
Niech sobie ciut przestygną pod ściereczką...

piątek, 11 grudnia 2009

Łosoś w skorupce, nadziewany suszonymi pomidorami, pesto i bazylią


Planowanie menu nie jest moją mocną stroną. Zwłaszcza tego świątecznego, bo zwykle zaczyna się od wielkiej pustki w głowie, która potem kończy się nadmiarem pomysłów. I znów kłopot, bo które wybrać? ;-) Tak więc, spisywana lista wydłuża się niebezpiecznie, wiem, że nie sposób będzie wszystko przyrządzić. A jaki będzie finał w tym roku – okaże się dopiero w Wigilię. :D To co w moim świątecznym menu niezmienne – to postne paszteciki, które w zeszłym roku Wam prezentowałam. One być muszą i basta! :)
A w tym roku na liście znalazła się ryba, ale bynajmniej nie karp (bo karp to tylko u mojej mamy :)). W tym roku planuję przygotować nadziewanego łososia. Będzie pachniał suszonymi pomidorami i bazylią. :) A całość otulona będzie pysznym drożdżowym ciastem (tym samym, co we wspomnianych pasztecikach). Premiera przedświąteczna już była. :) Rybka palce lizać! :)


Łosoś w skorupce, nadziewany pesto, suszonymi pomidorami i bazylią
2 duże porcje, lub 3 mniejsze

Drożdżowe ciasto na skorupkę:
125 g mąki
½ łyżeczki drożdży instant
½ łyżeczki cukru
½ łyżeczki soli

ok. 45-50 ml mleka
65 g masła
1 żółtko jaja

Do garnuszka wlać mleko i włożyć masło. Podgrzewać na małym ogniu, aż masło się całkowicie rozpuści. Zdjąć z ognia i przestudzić. Gdy mleko będzie już letnie – wbić żółtko jaja – rozkłócić.

Mąkę wymieszać z drożdżami instant, cukrem i solą . Wlać maślany płyn i wyrabiać ciasto. W zależności od tego jak mąka chłonie płyn – może okazać się konieczne podsypanie odrobiną dodatkowej mąki. Ciasto powinno być miękkie i elastyczne, pozwalające na wałkowanie.
Przykryć ciasto czystą ściereczką i odstawić do rośnięcia na ok. 1 godzinę (powinno podwoić swoją objętość).

Na nadzienie:
ok. 50-60 dag świeżego łososia bez skóry (najlepiej z jego środkowej części, gdzie mięso jest dość grube)
sok z połówki cytryny
sól, pieprz
ok. 6-9 szt. suszonych pomidorów z zalewy oliwnej
2-3 łyżki czerwonego pesto
garść świeżych liści bazylii
garść świeżo krojonych płatków parmezanu (można pominąć)

dodatkowo:
żółtko jaja + 1 łyżka mleka, albo rozkłócone białko - do smarowania


W międzyczasie gdy ciasto drożdżowe rośnie należy przygotować łososia. Płat łososia pozbawić delikatnie ości (są duże, łatwo się je wyjmuje pensetą, lub nawet podważając nożem), a następnie pokroić na 2 lub 3 kawałki – równolegle do kierunku mięśni. Następnie każdy kawałek naciąć tak, jakby chciało się podwoić wielkość płata. W tym celu począwszy od strony grubszej – wykonać nacięcie przez środek grubości, idąc do strony najcieńszej. Jednak uważać, by nie rozciąć płata do końca.
Każdy kawałek lekko z obu stron oprószyć solą i pieprzem, oraz skropić sokiem z cytryny.
Pozostawić na min. 15-30 min.

Gdy ciasto drożdżowe będzie już gotowe, podzielić na 2 lub 3 części i rozwałkować bardzo cienko (max. 2mm) na prostokąty (wielkość powinna być taka, by pozwoliła zamknąć z wszystkich stron przygotowane ryby). To ciasto bardzo dobrze wałkuje się np. na papierze do pieczenia.
Ryby osuszyć papierowym ręcznikiem z soku cytrynowego. Każdy kawałek ryby układać na drożdżowym cieście. W nacięciu ryby rozsmarować łyżkę czerwonego pesto, ułożyć po 3 szt. suszonych pomidorów, rozłożyć po kilka płatków parmezanu, oraz kilka liści świeżej bazylii. „Zamknąć” mięso. Ciastem owinąć rybę z wszystkich stron, skleić brzegi.
Układać gotowe „kieszonki” na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Przykryć czystą ściereczką i pozostawić do rośnięcia na ok. 30 min. Przed samym pieczeniem posmarować wierzch „kieszonek” żółtkiem jaja rozkłóconym z 1 łyżką mleka, lub rozkółoconym białkiem.
Piec w piekarniku nagrzanym do 200 st. C (grzałka dolna i górna) przez 20 min.

niedziela, 6 grudnia 2009

Gwiazdki, bombki i bakalie.



Tego roku, dużo szybciej niż zazwyczaj - zaczęły mnie interesować świąteczne gadżety. Zwykle łańcuchy, bombki i inne świecidełka wyjmowałam nie prędzej, niż tydzień przed Wigilią. Tym razem jakoś wszystko przeżywam inaczej. Oczywiście, jak przy niejednej sprawie ostatnio, upatruję przyczyn tych zmian w moim maksymalnie okrojonym przez pracę - czasie wolnym. Każdy dzień jest do granic możliwości wykorzystany. Każda minuta jest na wagę złota i żadnej nie chcę stracić. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę jak bardzo (bardzo!) ten czas wcześniej trwoniłam. Boję się, że święta „wpadną” pomiędzy moim jednym, a drugim wyjściem do pracy, a ja nie zdążę się nimi nacieszyć. Więc szukam pretekstów, by już teraz choć trochę przybliżyć świąteczny nastrój. Dzisiaj ciasto z serii „Christmas cake”. Taki trochę inny keks, bo brązowy, nie biały. Z ogromną ilością bakalii. Prawdziwie świąteczny. :)

A zanim podam przepis, chciałam jeszcze słówko, a może i dwa na inne tematy. :)
Ostatnimi czasy otrzymałam od Was przemiłe wyróżnienia. :) To i zaszczyt dla mnie, i przyjemność ogromna. :) Niniejszym chciałam raz jeszcze serdecznie przekazać podziękowania:
Robertowi
Grace K.Jewelry
Agaw
Mirabelce
Goś
Enchocolatte
Dziękuję kochani! :**

I na koniec, pozwolicie, że się pochwalę, że Pieprz czy Wanilia zagościła kulinarnie na łamach magazynu „Czas wina” (w numerze grudzień 2009 / styczeń 2010). :)



Bakaliowe ciasto miodowe z szafranem
inspirowane przepisem na Honey saffron Christmas cake z BBC Good Food

225g masła w temperaturze pokojowej
2 łyżki brandy (lub koniaku)
szczypta szafranu (ok. ¼ łyżeczki)
225g brązowego cukru trzcinowego
4 jajka – w temperaturze pokojowej
225g mąki pszennej
szczypta soli
50g mielonych migdałów
1 łyżeczka proszku do pieczenia
300 g zwykłych rodzynek
300 g rodzynek sułtanek
100g suszonej żurawiny (w oryginale kandyzowane wiśnie)
85g dowolnej mieszanki kandyzowanych lub suszonych owoców (np. ananasy, papaje, morele, etc.)
50g migdałów bez skórki
50g orzechów laskowych
50g orzechów włoskich

Oba rodzaje rodzynek zalać wrzątkiem i pozostawić na kilka minut, by zmiękły. Następnie odcedzić i dobrze osączyć z wody.
Orzechy laskowe wrzucić na rozgrzaną teflonową patelnię i prażyć na średnim ogniu kilka minut, często mieszając, aż skórka zacznie przybierać ciemną barwę i będzie pękać. Uwaga! Nie przypalić orzechów! Wyłożyć z patelni gorące orzechy na czystą ściereczkę, lub papierowy ręcznik i energicznie pocierać. Skórka będzie dość łatwo odchodzić od orzecha. Wybrać orzechy i odłożyć na bok.
Orzechy włoskie, laskowe i migdały grubo posiekać.
Rozgrzać piekarnik do temp. 160st.C. Kwadratową foremkę 25x25cm wyłożyć papierem do pieczenia (tak by zakryć dno i boki foremki).
W małym garnuszku podgrzać mocno 2 łyżki brendy. Zdjąć z ognia, dodać szczyptę szafranu i pozostawić przez kilka minut do zaparzenia.
Przesiać do miski mąkę z proszkiem do pieczenia i szczyptą soli. Wmieszać mielone migdały.
W dużej misie utrzeć masło z cukrem na gładką masę. Cały czas ucierając – dodawać po jednym jajku, a następnie przygotowaną mąkę. Dobrze wymieszać. Dorzucić wszystkie przygotowane bakalie, oraz ostudzone brandy z szafranem – ponownie wymieszać.
Wyłożyć masę do foremki, wyrównać wierzch szpatułką. Piecz w 160 st.C przez ok. 1 ½ godz. Następnie nakryć od góry luźno foremkę aluminiową folią (stroną błyszczącą do dołu). Jednocześnie obniżyć temperaturę do 140 st.C. i piec przez ok. 1 godzinę. Przed wyjęciem z piekarnika sprawdzić patyczkiem, czy ciasto jest wewnątrz suche.
Wystudzone ciasto zawinąć w folię spożywczą.
Smacznego!